24-25 listopada
Dzisiaj bylem i wyjechałem z Kuala Lumpur, po drodze wstąpiłem do Batu Caves i się zawiodłem, wiec nie będę się rozpisywał. Później złapałem autostop-a w 2 min (ale to oddzielna historia), prosto do Cameron Highlands.
W tym miejscu naprawdę można się zakochać. Niestety komercja powoli zżera to miejsce - trochę jak Zakopane.
Do tego stopnia spodobały mi się uprawy herbaty, że chciałem zobaczyć je o wschodzie Słońca - wiec zostałem na noc. Wiadomo, że w hotelu nocować nie będę - wybrałem więc dżunglę...
Było strasznie - mnóstwo dźwięków różnych stworzeń.
Odwiedził mnie jeden karaluch (ok. 5cm) i jakieś podobne do psów stwory (nie rozpoznałem w nocy).
Nie żałuje tego noclegu, spałem ok. 2 godziny, z przerwami - podczas 9,5 godzinnego pobytu w szałasie, który znalazłem w dżungli (na zdjęciach jest szałas i Ja).
Następnie o świcie (6:30) obejrzałem wschód Słońca (zdjęcia) i ruszyłem dalej, na stopa, w stronę Ipoh. Pierwszy raz udało mi się jechać ciężarówka na pace. Później jechałem jeszcze Pick-upem, również na pace. Podziwiałem takie widoki, których moja wyobraźnia wcześniej nie potrafiła sobie stworzyć (są filmiki, niestety mam za słabe łącze, żeby je udostępnić).
Ipoh - ładna architektura, ale co z tego skoro w tym mieście prawie nie ma chodników. Musiałem chodzić po drogach szybkiego ruchu.
Z tego powodu nie chciałem również zostać dłużej w tym mieście i zacząłem łapać stopa w stronę wyspy Pinang.
Miałem kartkę formatu A4, wiec mało kto się mógł przeczytać, co jest na niej napisane (nie wiem czemu, ale w azjatyckich sklepach nie maja pustych kartonów, może używają ich do czegoś i nie chcieli mi dać).
Po dłuższej chwili trzymania kartki dałem sobie spokój i po prostu szedłem wzdłuż drogi, a w pewnym momencie zatrzymali się pewni państwo, którzy zaproponowali, że mnie podwiozą.
Powiedzieli, że jada do Taiping (polowa drogi na Pinang). Chętnie wykorzystałem tą okazje, bo było strasznie gorąco.
Po drodze opowiedzieli mi o swoim miasteczku i tak mi się to spodobało, że zmieniłem zdanie i stwierdziłem, że tam na jeden dzień.
Opłacało się, bo Ci mili ludzie powiedzieli, że mnie ugoszczą.
Zapłacili mi za hostel, obwieźli po mieście, poszliśmy na pyszne owoce morza - najlepszy posiłek tego typu jaki w życiu jadłem (zdjęcia).
Wieczorem gdy odstawili mnie do hostelu, musiałem udać się do kawiarenki internetowej, ponieważ hostel nie posiadał WiFi.
Wracając z kawiarenki, ujrzałem, przy drzewie, na chodniku mnóstwo wiewiórek. Podchodząc do nich stwierdziłem, że są oswojone - nie uciekały, gdy wszedłem miedzy nie, rozsunęły się... wtedy okazało się, że to nie wiewiórki - tylko szczury, mnóstwo szczurów!!!
Dzisiaj bylem i wyjechałem z Kuala Lumpur, po drodze wstąpiłem do Batu Caves i się zawiodłem, wiec nie będę się rozpisywał. Później złapałem autostop-a w 2 min (ale to oddzielna historia), prosto do Cameron Highlands.
W tym miejscu naprawdę można się zakochać. Niestety komercja powoli zżera to miejsce - trochę jak Zakopane.
Do tego stopnia spodobały mi się uprawy herbaty, że chciałem zobaczyć je o wschodzie Słońca - wiec zostałem na noc. Wiadomo, że w hotelu nocować nie będę - wybrałem więc dżunglę...
Było strasznie - mnóstwo dźwięków różnych stworzeń.
Odwiedził mnie jeden karaluch (ok. 5cm) i jakieś podobne do psów stwory (nie rozpoznałem w nocy).
Nie żałuje tego noclegu, spałem ok. 2 godziny, z przerwami - podczas 9,5 godzinnego pobytu w szałasie, który znalazłem w dżungli (na zdjęciach jest szałas i Ja).
Następnie o świcie (6:30) obejrzałem wschód Słońca (zdjęcia) i ruszyłem dalej, na stopa, w stronę Ipoh. Pierwszy raz udało mi się jechać ciężarówka na pace. Później jechałem jeszcze Pick-upem, również na pace. Podziwiałem takie widoki, których moja wyobraźnia wcześniej nie potrafiła sobie stworzyć (są filmiki, niestety mam za słabe łącze, żeby je udostępnić).
Ipoh - ładna architektura, ale co z tego skoro w tym mieście prawie nie ma chodników. Musiałem chodzić po drogach szybkiego ruchu.
Z tego powodu nie chciałem również zostać dłużej w tym mieście i zacząłem łapać stopa w stronę wyspy Pinang.
Miałem kartkę formatu A4, wiec mało kto się mógł przeczytać, co jest na niej napisane (nie wiem czemu, ale w azjatyckich sklepach nie maja pustych kartonów, może używają ich do czegoś i nie chcieli mi dać).
Po dłuższej chwili trzymania kartki dałem sobie spokój i po prostu szedłem wzdłuż drogi, a w pewnym momencie zatrzymali się pewni państwo, którzy zaproponowali, że mnie podwiozą.
Powiedzieli, że jada do Taiping (polowa drogi na Pinang). Chętnie wykorzystałem tą okazje, bo było strasznie gorąco.
Po drodze opowiedzieli mi o swoim miasteczku i tak mi się to spodobało, że zmieniłem zdanie i stwierdziłem, że tam na jeden dzień.
Opłacało się, bo Ci mili ludzie powiedzieli, że mnie ugoszczą.
Zapłacili mi za hostel, obwieźli po mieście, poszliśmy na pyszne owoce morza - najlepszy posiłek tego typu jaki w życiu jadłem (zdjęcia).
Wieczorem gdy odstawili mnie do hostelu, musiałem udać się do kawiarenki internetowej, ponieważ hostel nie posiadał WiFi.
Wracając z kawiarenki, ujrzałem, przy drzewie, na chodniku mnóstwo wiewiórek. Podchodząc do nich stwierdziłem, że są oswojone - nie uciekały, gdy wszedłem miedzy nie, rozsunęły się... wtedy okazało się, że to nie wiewiórki - tylko szczury, mnóstwo szczurów!!!